wtorek, 2 czerwca 2015

| 35 | - Błędy młodości

♪ Circadian Eyes - I Hope The Fields Remember Us 

Nigdy nie byłam duszą towarzystwa. Jako dziecko nie chodziłam do przedszkola, spędzałam więc większość czasu w domu i we własnym ogrodzie, gdzie nigdy się nie nudziłam. Odkąd sięgam pamięcią, nie lubiłam ubierać się dziewczęco i bawić się w typowo dziewczyńskie zabawy, które wydawały mi się nieziemsko nudne. Bawiłam się więc na ogół sama lub z chłopcami z okolicy. Z czasem chłopcy zaczęli jednak unikać mojego towarzystwa, gdyż porzucili figurki i samochodziki dla sportu i Play Station, a ja nie miałam ani dobrej kondycji, ani konsoli. Miałam za to, od pierwszej klasy, prawdziwego przyjaciela, który siedział ze mną w ławce, regularnie u mnie bywał i zapraszał mnie do siebie.

Przyjaciel - nazwijmy go C. - i ja mieliśmy wiele pomysłów na wspólne spędzanie wolnego czasu: jeździliśmy na rowerach, graliśmy w piłkę, spacerowaliśmy z psami. Najbardziej jednak lubiliśmy odgrywać sceny podpatrzone w serialach i wymyślać własne, mieliśmy bowiem równie bujną wyobraźnię, której brakowało nam u innych. Czasem pisałam scenariusze do naszych scenek, a C. projektował stroje w grubym zeszycie formatu A4 i próbował uczyć się szyć. Aktorami bywaliśmy my sami, ale także lalki i maskotki. I prawdopodobnie nie byłoby w tym jeszcze nic problematycznego, gdyby nie fakt, że ja najbardziej lubilam wcielać się w postaci płci męskiej, a mój przyjaciel - żeńskiej.

Jednym z najcudniejszych dni naszej przyjaźni był dzień, w którym ciocia C., z zawodu krawcowa, podarowała mu torbę pełną nieudanych ubrań i ich skrawków. C. przybiegł do mnie, w rewelacyjnym nastroju, i zaczął mnie namawiać, abym włożyła białą sukienkę. Nie zgodziłam się, bo sukienek już wtedy nie znosiłam, a ponadto ta była na mnie za ciasna. W odpowiedzi C. sam się w nią wcisnął, mimo że ważył więcej niż ja, a dla mnie wybrał inne fatałaszki. Następnie odgrywaliśmy scenki, połączone ze śpiewem; cała sytuacja zabawy z przebierankami powtórzyła się jeszcze niejeden raz.




Kiedy próbuję sobie przypomnieć te dni, nie mam większych problemów z pamięcią - widzę C. w białej sukience z koronką, jak z przeszczęśliwą miną tańczy i śpiewa na schodach w moim ogródku, udając pewną piosenkarkę. Tak też zobaczył go syn sąsiadów, nasz rówieśnik i kolega z klasy. Byliśmy nieco zakłopotani, ale natychmiast zaprosiliśmy go do zabawy. Wprawdzie on nie zgodził się na "welony" i inne tego typu cuda, C. znalazł jednak coś adekwatnego i bawiliśmy się w najlepsze. Przykładowo, C. był panną młodą, a syn sąsiadów - panem młodym. Albo C. był mamą, syn sąsiadów - tatą, a ja - dzieckiem.

A później się zaczęło.

Syn sąsiadów miał, oprócz nas, sporo dobrych kolegów, z którymi grał w piłkę. Po pewnym czasie zorientowaliśmy się, że inni chłopcy z klasy wiedzą o wszystkim: że dziesięcioletni C. bawi się lalkami z dziewczynką, przebiera się w sukienki. Przestaliśmy bawić się z synem sąsiadów, ale było już za późno. Chłopcy czasem mi dokuczali, z kolei C. dokuczali, gdy tylko mieli okazję, wykazując się przy tym znacznym sprytem. Nikt nigdy ich nie widział, zwłaszcza ja, dlatego nie miałam pojęcia o rzeczywistej skali zjawiska, choć wiedziałam, że klasa nie lubi nas. Zwykle osaczali go przed WF-em, gdy nie było w pobliżu ani dorosłych, ani dziewczynek, które mogłyby pójść na skargę. Nazywali go ciotą i pedałem, straszyli. Wymyślili również żeńskie imię dla niego, którego używali pod nieobecność dorosłych; w ich ustach imię to brzmiało obelżywie. C. bał się, opuścił się w nauce, zaczął kłamać, by unikać WF-u. Kiedyś zastałam go kopiącego z całej siły ścianę na korytarzu, choć z natury był najspokojniejszym dzieciakiem pod słońcem. O niektórych wyzwiskach nie wiedziałam nawet ja - C. wstydził się rozmawiać o tym, choć byłam nieco odważniejsza, bardziej pyskata i mogłam powiedzieć dorosłym. Nie wiedziałam właśnie dlatego.

Na kilka dni przed rozpoczęciem kolejnego roku szkolnego C. przyszedł do mnie i powiedział, że został przeniesiony do innej szkoły. Okazało się, że opowiedział o wszystkim rodzicom, a ci wściekli się, zrobili awanturę u dyrekcji i postanowili zmienić mu szkołę. Płakaliśmy oboje. Po jego wyjściu płakałam dalej, dopóki starczyło mi łez. W moim odczuciu był to najgorszy dzień w moim dotychczasowym życiu, ponieważ zostałam bez przyjaciela w szkole, gdzie nikt mnie nie lubił i czułam się sama jak palec. Bałam się też o C. Błagałam rodziców, by porozmawiali z jego rodzicami, ci jednak nie zmienili zdania. Moim rodzicom powiedzieli, że mam na niego zły wpływ.

Zanim poznałam C., byłam sama. Bawiłam się po trochu ze wszystkimi, z różnym skutkiem, ale nie brakowało mi szczególnie dobrej koleżanki czy kolegi. Dopiero, kiedy C. zmienił szkołę, dowiedziałam się, czym jest samotność. Początkowo czułam, że nienawidzę szkoły, nauczycieli, rówieśników. Bałam się, jak sobie poradzę, ale rzadko mi dokuczano. Chłopcy wiedzieli, że mam język nie od parady. Mimo to cała sytuacja była dla mnie tragedią.

Gdy ktoś mnie pyta, co zmieniłabym, gdybym mogła cofnąć się w czasie... myślę, że jest takich rzeczy kilka. Zaczynając od początku, powiedziałabym C., żebyśmy nie przebierali się w ogrodzie i nie bawili się z tym chłopcem. Zapewne i tak nic by to nie dało, bo - jak się wiele razy przekonałam - ludzie wyczuwają wszelką inność tak, jakby mieli pod skórą detektor normalności.

Na wypadek, gdyby któreś z Was znalazło się kiedyś w podobnej sytuacji, jak rodzice moi i C., chcę Wam coś przekazać czarno na białym, żebyście zakodowali to w swoich głowach raz na zawsze: rozłąka z najlepszym przyjacielem nie uczyni nikogo bardziej dziewczęcym czy chłopięcym. Serio. Uczyni go tylko o wiele bardziej samotnym.




R.

5 komentarzy:

  1. Bardzo smutna historia. Utrzymujecie dalej kontakt? Szkoda, że dorośli nigdy nie pytają dzieci o zdanie. Jak byłam mała, moim największym marzeniem było pojechać na obóz wojskowy i strasznie zazdrościłam moim dwóm kolegom, którzy mieli żołnierskie ubrania, buty i zabawkowe bronie, i mogli się świetnie bawić. Do tej pory nie wiem, czemu nikt mnie wtedy nie brał na poważnie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Szkoda... Czy do takich obozów (survivale i te sprawy) ciągnie Cię do dziś, czy to zupełnie minęło?

      Nie, nie utrzymujemy już kontaktu, kiedyś może napiszę o tym więcej. Ale po zmianie szkoły przez C. przyjaźniliśmy się dalej, w gimnazjum nawet bardziej. I nie żałuję tego, choć ostatecznie ta przyjaźń skończyła się niezbyt wesoło - przez wiele lat mogliśmy na siebie liczyć.

      R.

      Usuń
    2. Ostatecznie na żadnym takim obozie nie byłam i wymarzonych wojskowych butów nadal nie mam ;) ale nadal ciągnie mnie do broni, a survival uwielbiam i w zeszłym roku pierwszy raz w życiu zorganizowałam sobie sama częściowo survivalowe wakacje na własną rękę, w tym roku planuję coś podobnego.

      A czy C. potem nadal ciągnęło do ubrań? Mógłby spróbować projektowania. Dla mnie to normalne, że chłopak może zajmować się modą i jeszcze na tym zarabiać, np. jeden absolwent mojej byłej szkoły brał udział w Projekcie Runway. (W ogóle ta historia kojarzy mi się z Paradise Kiss, czytałaś?)

      Usuń
    3. C. zdecydowanie miał jakieś predyspozycje w tym kierunku. W przeciwieństwie do mnie, zawsze miał wyczucie odnośnie ubrań, tego, co do czego pasuje. To mu zostało do momentu, gdy ostatni raz go widziałam parę lat temu. Niestety, miał nieszczęście żyć w małej miejscowości, gdzie bycie chłopcem było równoznaczne z grą w piłkę, i w rodzinie, gdzie wszyscy pracowali fizycznie. Nikt nie rozumiał jego zainteresowań i nie dążył, by to rozwinąć. Po tej aferze z rówieśnikami rodzina jeszcze bardziej go odciągała od tych spraw. W końcu ukierunkowali go w inną stronę, wbrew jego zdolnościom, i to nie skończyło się dobrze - zawalił naukę.

      R.

      Usuń
    4. Co do Paradise Kiss, nie czytałam mangi, ale oglądałam anime. W czasach liceum byłam wielką fanką Nany oraz innej mangi Ai Yazawy, Kagen no Tsuki. Lubiłam ten klimat i jej styl rysowania bardzo mi się podobał (te wielkie buty na cienkich nogach itd. :)).

      R.

      Usuń