sobota, 11 lipca 2015

| 42 | - Prezenty

Nie lubię sprawiać innym prezentów, bo nigdy nie wiem, czy dana osoba polubi to, co kupiłem. Kiedyś pomogłem tacie Riki kupić dla niej laptopa na urodziny. Gdy Rika się o tym dowiedziała, zaczęła krzyczeć i biegać w kółko oraz konwulsować na podłodze niczym rybba*. To zdarzenie pozostawiło traumę na mojej psychice. Innym takim zdarzeniem był zakup na święta torcika waflowego dla mamy, którego ona nie zjadła. Jeszcze bardziej pogłębiło to poczucie bezsensowności mojej egzystencji. Ów torcik waflowy stał się alegorią mojej niemocy w dziedzinie wymyślania prezentów.

Zwykle przed świętami lub czyimiś urodzinami do ostatniego dnia odkładam zakup prezentu, pomimo że jestem światowej sławy ekspertem w dziedzinie pamiętania dat urodzin. Wtedy na szybko wybieram się do sklepu, gdzie przeważnie i tak niczego nie kupuję albo wybieram jakąś tanią głupotę.

Sam najbardziej lubię dostawać pieniądze lub z góry uzgodniony prezent. Nie lubię niespodzianek, ponieważ one prowadzą na manowce. Kiedyś babcia i ciocia kupiły mi na urodziny po egzemplarzu dokładnie tej samej książki i nie wiedziałem, jak im o tym powiedzieć. Ostatecznie jedną z książek podarowałem nauczycielce w szkole i nie wiem, jak się dalej potoczyły jej losy (książki). Poza tym nie przepadam za otrzymywaniem bibelotów (laurek, maskotek, figurek itp.), ponieważ niepotrzebnie zajmują miejsce i nie ma z nich żadnego pożytku, co jest piekłem dla utylitarystycznie nastawionego do życia człowieka.

Mniej więcej od czterech lat wspólnie z Riką umawiamy się, co sobie kupimy na urodziny i święta, dzięki temu wzrósł nasz komfort psychiczny. Najczęściej proszę o części elektroniczne do konstruowanych przeze mnie superbroni, książki popularnonaukowe, okulary przeciwsłoneczne (jestem od nich uzależniony, ale również często je gubię). Z kolei Rika zawsze się cieszy, kiedy dostaje ode mnie poszukiwane od dłuższego czasu książki lub pocztówki z egzotycznych krajów do swojej kolekcji, jednak najbardziej uszczęśliwiła ją własna strona internetowa mojej roboty.

Dziękuję za uwagę.

Ś.


(*) Bardzo przywiązuję się do niektórych przedmiotów oraz wyglądu swojego otoczenia, dlatego nie lubię, kiedy coś lub ktoś wymusza na mnie nagłe zmiany bez konsultacji ze mną. Zmiany są dla mnie bardzo stresujące, jeśli nie mam czasu się do nich przygotować psychicznie. Dotyczy to również komputera - systemu operacyjnego, używanych wersji programów, porządku w plikach. Gdy tata oznajmił mi, że kupił mi nowy komputer, w pierwszej chwili poczułam złość i było to dla mnie źródłem silnego stresu, dlatego rozpłakałam się. Byłam wtedy znacznie młodsza (o ponad sześć lat). Poźniej, gdy zaczęłam stopniowo oswajać się z laptopem, żałowałam tamtej reakcji. (dop. R.)

wtorek, 7 lipca 2015

| 41 | - Obrona

Dzisiejsza rozmowa telefoniczna pomiędzy mną a Świetlikiem:

Ś.: Cześć.
R.: Cześć.
Ś.: Czy dostałaś rano mojego SMS-a?
R.: Tak.
Ś.: Czy zapoznałaś się z jego treścią?
R.: Tak, ale odpiszę później, bo jeszcze nie wiem, kiedy mogę się spotkać. Codziennie muszę trochę poczytać, żeby przygotować się do obrony. Zastanowię się.
Ś.: Jeśli chcesz, możemy się spotkać i przećwiczyć obronę. Ja cię będę atakował, a ty będziesz się bronić.

R.

środa, 1 lipca 2015

| 40 | - Sen pijanego drwala


(pada ulewny deszcz, a Świetlik paraduje w samej koszuli)
R.: Chcesz pelerynę?
Ś.: Nie.
R.: Może jednak? Przemokniesz do suchej nitki.
Ś.: Wolę zmoknąć niż wyglądać jak chodzący worek na śmieci. To urąga mojej godności.

***

(Rika tradycyjnie ociąga się z wyjściem z restauracji)
Ś.: Idziemy już czy chcesz jeszcze posiedzieć i odmówić modlitwę za posiłek?

***

(w galerii handlowej)
R.: W McDonaldzie pojawia się wielu żebraków.
Ś.: Wrzucają ludziom pigułki gwałtu do coli, żeby ich okraść.
(po chwili)
Ś.: Ciekawe, czy są tu jakieś sklepy, gdzie można pooglądać tablety.
R.: Tablety gwałtu?

***


Ś.: Na Facebooku dopiero zauważyłem, jacy ludzie są irytujący i monotematyczni. Już zablokowałem jednego, który ciągle wstawiał kościelne posty, i jednego, który na okrągło wstawiał same antykościelne.

***

R.: Chcę jechać do tego lekarza, ale nie sama, a nikt nie ma czasu.
Ś.: Mam czas przez dwadzieścia cztery godziny na dobę. Jak tylko nie pracuję, nie śpię, nie jem...
R.: To znaczy nigdy.

***

R.: Tylko raz się do mnie publicznie kleiłeś. To było na weselu X., gdy byłeś podchmielony.
Ś.: Po wódce nie można być podchmielonym, bo wódka nie zawiera chmielu.

***

R.: To o której był ten autobus?
Ś.: Siódma coś.
R., domagając się szczegółów: Siódma co?
Ś.: Jajco.
(Oboje zaczynają się śmiać do rozpuku)

***

R.: Gąsienice są mi niezbędne do życia. Wpływają na neurotransmitery w moim układzie nerwowym, które odpowiadają za wydzielanie endorfin.

***

Ś.: To jest totalny promiskuityzm... prometeizm.

***

Ś., skrupulatnie egzekwując od Riki rozliczenie się ze wspólnych wydatków: Jestem Master Windykaster.

***

(w galerii handlowej Świetlik na chwilę oddala się i zbliża do wielkiego globusa, po czym wraca)
R.: Poszedłeś pomacać globus?
Ś.: Nie, takiego fetyszu nie mam.

***

(znajomy Świetlika chwali się na Facebooku zbudowanym przez siebie drewnianym urządzeniem, pokazując zdjęcie i pisząc: "Nie dość, że dobrze działa, to jeszcze ładnie wygląda")
Ś., do siebie: Ładnie wygląda? To wygląda jak sen pijanego drwala.