wtorek, 30 września 2014

| 20 | - O co chodzi?

Dzisiejsza rozmowa telefoniczna pomiędzy mną a Świetlikiem:

R.: Dzwonię do ciebie, bo widziałam na telefonie, że pisałeś, ale nie umiem ci odpisać, bo nie działa mi klawiatura. Gdy chciałam odpisać, kliknęłam coś nie tak i się zawiesiła. Nie da się wybrać liter.
Ś.: A, okej.
R. Dzwonię, żebyś mi powiedział, o co chodzi.
Ś.: Ale ja nie wiem, o co chodzi!
R.: Jak to?
Ś.: Nie znam się na klawiaturach.
R.: Chciałam wiedzieć, o co tobie chodzi, a nie, o co chodzi z klawiaturą.
Ś.: Aaaa... 
R.: Powiedz mi teraz, to od razu odpowiem.
Ś.: Ale ja nie chcę mówić. Wolę napisać.
R.: Ale ja i tak nie mogę ci odpisać.
Ś.: Okej, to ja ci napiszę.

R.

niedziela, 28 września 2014

| 19 | - Aspi-ślady: Tomoko sama w domu

Od czasu do czasu, błądząc po forach i innych stronach w jakiś sposób powiązanych z tematyką autyzmu/ZA, regularnie natrafiam na próby odpowiedzi na pytanie, czy dana postać fikcyjna (filmowa, literacka etc.) "ma" ZA. Spekulacje takie nie dotyczą, rzecz jasna, postaci, które ich twórcy świadomie obdarowali zespołem Aspergera, ale tych, które oficjalnie go nie mają, a jednak przez swoje cechy charakterystyczne powodują u odbiorców skojarzenia z tym zespołem. Wśród podejrzewanych o ZA są więc, obok popularnego ostatnio Sheldona Coopera, także m.in. Edward Nożycoręki czy Łusia Pałys z cyklu powieściowego Małgorzaty Musierowicz. Gdybym miała wszystkie takie tropy śledzić i zastanawiać się nad każdym z nich, nie zostałoby mi wiele wolnego czasu, a jednak pewnego dnia uległam Świetlikowi, gdy entuzjastycznie zaprosił mnie do obejrzenia anime, ponieważ "bohaterka jest aspą!". Może to przez moją słabość do japońskiej animacji, może przez urok osobisty Świetlika, a może zainteresowanie najdłuższym tytułem anime, jaki dotąd widziałam. W każdym razie - obejrzałam i mam ochotę zapisać swoje refleksje.

Anime nosi tytuł Watashi ga Motenai no wa Dou Kangaete mo Omarea ga Warui!, w skrócie WataMote. Skróty są czymś niebywale popularnym wśród fanów anime... w sumie nic dziwnego, gdy się spogląda na ten tytuł.

Fabuła WataMote kręci się wokół nastoletniej Tomoko Kuroki, która niedawno rozpoczęła naukę w liceum, i jej pragnienia, aby "stać się bardziej popularną" w szkole... przez co rozumie w gruncie rzeczy zawarcie jakichkolwiek nowych znajomości. Podejmuje w tym celu szereg prób, jednak wszystkie kończą się klapą i doprowadzają ją do punktu wyjścia, a mianowicie do jej pokoju, w którym spędza całe dnie po powrocie ze szkoły, najczęściej grając w popularne w Japonii gry randkowe.


WataMote

Rzeczywiście, nie da się ukryć, że Tomoko przejawia wiele cech ZA, chociaż nie mnie wyrokować, czy dostałaby diagnozę. Tak czy siak, jest faktem, że nawiązywanie kontaktów z innymi, zwłaszcza rówieśnikami, sprawia jej trudności tak ogromne, że poza rodziną i jedną jedyną koleżanką z poprzedniej szkoły z nikim nie potrafi porozmawiać bez komplikacji. Najlepiej czuje się w środowisku domowym i jedynie wtedy zachowuje się w pełni swobodnie, poza domem natomiast niemal każda rozmowa wywołuje u niej metamorfozę podobną do Świetlikowych - jej mimika, głos i zachowanie przestają być naturalne, aż czuć napięcie unoszące się w powietrzu. Tomoko nie potrafi odczytywać prawidłowo intencji innych, czego przykładem jest branie drobnych przejawów zwykłej ludzkiej grzeczności za oznaki sympatii czy przyjaźni. Jest bardzo kiepska w naśladowaniu - wie, jak chce wyglądać w oczach innych, jednak rezultaty zwykle są przeciwne do zamierzonych, a ona nie rozumie, dlaczego. Swoje porażki często zrzuca na innych i wydaje się mieć zawyżoną samoocenę, ale moim zdaniem to tylko pozory, próby "zachowania twarzy" przed sobą. Próbuje czerpać wiedzę o ludziach z Internetu i gier symulacyjnych, co nie wychodzi jej na dobre - jej przekonania na temat rzeczywistości często są błędne, jak chociażby sposób myślenia o pójściu do liceum czy podjęciu wakacyjnej pracy. W pewnej sferze jest aż nazbyt dojrzała, lecz generalnie bardzo dziecinna jak na swój wiek, najlepiej czuje się wśród młodszych (dzieci).


WataMote

WataMote niewątpliwie nie jest serialem dla wszystkich. Po pierwsze, oglądanie go wymaga umiejętności wyłączenia na jakiś czas empatii i nabrania dużego dystansu, jako że serial wyśmiewa sytuacje, które same w sobie - a zwłaszcza, gdy się w nich samemu uczestniczy - nie są ani trochę zabawne. Wrażliwość raczej w tym przeszkadza. Myślę, że niejeden Aspi może też poczuć urazę na samą myśl o porównaniu się do Tomoko, na zasadzie: "Przecież ona nieraz zachowuje się jak idiotka, a ja nie jestem idiotą!". Zanim zaczniemy w ten sposób myśleć, należy jednak zwrócić uwagę na jeszcze jedną istotną rzecz, która wpłynęła na mój odbiór tego anime.

Tomoko - niezależnie od tego, czy ma zespół Aspergera, czy nie - ma poważne problemy z funkcjonowaniem społecznym i nie dostaje żadnego wsparcia. Nie mówiąc już nawet o specjalistycznej pomocy, której wielu dorosłych dziś ludzi w jej wieku nie miało, jej rodzice nie widzą żadnego problemu w tym, że córka spędza całe dnie w swoim pokoju, jest wiecznie niewyspana i nieziemsko samotna. Nie rozmawiają z nią prawie wcale, nie próbują jej zrozumieć, nie pomagają jej przejść przez trudny okres dojrzewania, stopniowo usamodzielnić się i zdobyć wiedzę o ludziach, której nie posiada i rozpaczliwie szuka. Nie wiem, jak zareagowałabym, znajdując piętnastoletnią córkę śpiącą na podłodze obok wibratora - mam nadzieję, że rozważnie i delikatnie... - ale na pewno nie zostawiłabym tej sytuacji bez jakiejkolwiek rozmowy. Również bratu Tomoko, który jako jedyny pozwala jej się wygadać, ale traktuje ją jak kulę u nogi, moim zdaniem ktoś powinien pomóc zrozumieć sytuację.


WataMote

Jest to więc nie tyle anime o osobie z problemami w kontaktach społecznych, ale o osobie z takimi problemami, która jest z nimi zupełnie sama i próbuje sobie radzić na oślep, metodą prób i błędów. I o tym pomyślałam, kiedy już obśmialiśmy ze Świetlikiem niektóre scenki - jak źle może (choć wcale nie musi) być, jeśli człowiek jest pozostawiony samemu sobie. I to nie jest już śmieszne. Ani trochę.

R.

piątek, 5 września 2014

| 18 | - Zmysły

R. twierdzi, że mam prawie kompletną gamę nieprawidłowości związanych z odbiorem świata przez zmysły.

Wzrok: praktycznie od kwietnia do września nie wychodzę z domu bez ciemnych okularów. Bardzo przeszkadza mi ostre światło. W rzadkich przypadkach, gdy w słoneczny dzień zdarza mi się zapomnieć zabrać ze sobą okularów, bolą mnie oczy i jestem zestresowany.
Gdy na coś patrzę, skupiam się na pojedynczych detalach. Bardzo pomaga to w tworzeniu zdjęć i programów, bo szybko wyłapuję niedoskonałości.

Słuch: z nim jest najwięcej problemów. Zawsze myślałem, że mam po prostu słaby słuch. Dopiero niedawno zorientowałem się, że z moimi uszami jest wszystko w porządku, za to mam bardzo duże trudności z rozdzielaniem pojedynczych źródeł dźwięków. Pamiętam skrajny przypadek, gdy wracając z uczelni po bardzo męczącym dniu nie potrafiłem wyodrębnić zza dźwięków wytwarzanych przez pociąg ani słowa spośród rozmowy trzech osób z mojej grupy, siedzących obok mnie. Również rozmowy przez telefon sprawiają mi dużo kłopotów właśnie z powodu szumów i okropnego brzmienia głosu rozmówcy. Dlaczego w tych wszystkich współczesnych wielozadaniowych telefonach-zabawkach z internetem i sterowaniem dotykowym nie rozwiązano jeszcze problemu fatalnej jakości samego połączenia telefonicznego, która na dobrą sprawę pozostaje taka sama od XIX wieku?

Smak: Lubię potrawy o pojedynczym, wyrazistym smaku, głównie słone albo ostre. Nie lubię potraw o mdłym lub zbyt bardzo wymieszanym smaku, jak na przykład ziemniaki i surówki. Smak danej potrawy oceniam wyłącznie po jej wyglądzie. ◕‿◕
Ponadto piję dużo wody i mam do niej bardzo ścisłe wymagania. Woda nie może być ani trochę gazowana, ale na tyle mineralizowana, żeby można było odczuć lekko metaliczny posmak. Niestety, większość wód nie spełnia tego drugiego wymogu i smakuje strasznie plastikowo. Wodą o perfekcyjnym smaku jest Żywiec Zdrój.

Węch: Tutaj akurat wszystko działa w miarę prawidłowo.

Dotyk: nie uważam się za człowieka nietykalnego, potrafię znieść bycie obejmowanym itd., chociaż sporo zależy od stopnia zaufania do drugiej osoby. Sam raczej nigdy nie wychodzę z inicjatywą dotyku. Mały kłopot pojawia się, gdy witam się przez podanie ręki z kilkoma osobami po kolei - wówczas odczuwam pilną potrzebę umycia rąk. Poza tym często nie zauważam drobnych urazów. Nieraz zdarza się, że zauważam na swojej dłoni jakieś zadrapanie i nie potrafię sobie przypomnieć, skąd ono się tam wzięło.
Jeśli chodzi o odczuwanie temperatury, to mam raczej ograniczoną tolerancję na gorąco. Zdecydowanie wolę przebywanie w chłodzie. W gorących pomieszczeniach, gdy tylko mam taką możliwość, co jakiś czas wychodzę do łazienki ochlapać twarz lodowatą wodą. Odprowadzam w ten sposób nadmiar ciepła.

Zmysł równowagi: R. uważa, że mam go znakomity, ponieważ potrafię budować bardzo smukłe i wysokie wieże z kart i klocków. Ja jednak nie do końca zgadzam się z tą opinią, ponieważ przykładowo czynności polegające na balansowaniu samym sobą wychodzą mi tak sobie. Umiejętność układania wież wynika więc raczej ze zdolności manualnych.

Ś.

czwartek, 4 września 2014

| 17 | - SMS od Świetlika

Ś.: Dzisiaj wymyśliłem też nowe słowo: neurotopowy, czyli ktoś bardzo bystry, kogo neurony zawsze pracują na topie możliwości.

R.