środa, 20 maja 2015

| 31 | - Nić płaszczyzny

R.: Dawno, dawno temu, w zamierzchłych początkach naszego związku, Świetlik wybrał się do kina z kolegami ze studiów. Na Avatar, bardzo wówczas popularny. Umówiliśmy się, że po powrocie z seansu zwyczajowo wpadnie mnie odwiedzić i przy okazji podzieli się wrażeniami.
- Jak było? - zapytałam.
- Chyba co najmniej przez najbliższych kilkanaście lat nie wybiorę się do kina - oznajmił Świetlik takim tonem, jakby właśnie skończył wrzucać tonę węgla do pieca. I po chwili upomniał mnie, choć przez cały czas mówiłam zaledwie półgłosem: - Dlaczego mówisz tak głośno? Boli mnie głowa.
Nie udało mi się tamtego dnia dowiedzieć niczego o samym filmie: ani o jego fabule, ani o wadach i zaletach, ani o bohaterach, ani o klimacie. Dowiedziałam się natomiast co nieco o Świetliku.
- Uderzyło mnie to, jaką oni muszą mieć podzielną uwagę - powiedział, nie wiadomo, czy o kolegach, czy o innych ludziach w ogóle. - X. powiedział, że w tym filmie była dobra muzyka. A ja tam w ogóle żadnej muzyki nie słyszałem.

Ś.: Nie lubię chodzić do kina, ponieważ jestem o wiele bardziej wrażliwy na dźwięki niż inni ludzie, a w kinach zazwyczaj jest bardzo głośno. Dźwięk poza poziomem mojej tolerancji nie pozwala mi się skupić ani na nim samym, ani na obrazie. Idealnym rozwiązaniem byłyby słuchawki przy każdym siedzeniu, w których każdy mógłby sobie dopasować poziom dźwięku. Takie rozwiązanie istnieje na przykład w sali kinowej w Muzeum Auschwitz-Birkenau.
Przed obejrzeniem filmu lubię przeczytać streszczenie całej fabuły, aby wiedzieć, co kiedy się wydarzy, dzięki czemu jest mi łatwiej nadążać. Zazwyczaj interesuje mnie sam sposób przedstawienia akcji (wygląd scen, jakość nagrania itd.), więc nie przeszkadza mi to, że znam jej przebieg. Oglądam wtedy film z większym zainteresowaniem, ponieważ ciekawi mnie, jak będą przedstawione dane sceny i zwroty akcji.
Zdecydowanie wolę filmy minimalistyczne, z niewielką liczbą bohaterów - wtedy nie mylą mi się oni i ich imiona. Jednym z moich ulubionych filmów, które w ostatnich latach obejrzałem, jest Grawitacja - wpisuje się on idealnie w moją definicję minimalistycznego filmu z bardzo dobrze przedstawioną fabułą.
Rika uważa, że oglądając filmy, skupiam się na wyłapywaniu drobnych detali, na przykład błędów produkcyjnych lub świadomie ukrytych przez twórców elementów.

R.: Choć mieszkamy niedaleko od siebie i spędzamy sporo czasu wolnego wspólnie, w ciągu sześciu lat znajomości zaledwie kilka razy oglądaliśmy razem film pełnometrażowy. Raz wybraliśmy się do kina na Adama - film o relacji pomiędzy mężczyzną z zespołem Aspergera i neurotypową kobietą. Świetlika głowa nie rozbolała, bo film był cichy, a wybrane przez nas kino - kameralne. Pamiętam jednak, że mimo tego stwierdził, że nie poszedłby na ów film, gdyby nie wątek związany z astronomią. Podczas gdy mnie film bardzo poruszył, Świetlik nie myślał wiele o problemach głównych bohaterów, za to dokonał merytorycznej oceny wszystkich występujących w filmie informacji na temat astronomii oraz zachwycał się niektórymi ujęciami, przypominającymi zdjęcia makro.
Od czasu do czasu próbowaliśmy znaleźć jakąś - jak mawia mój kolega – "nić płaszczyzny*", oglądając filmy w domu. W komfortowych warunkach, po przeczytaniu streszczenia fabuły przez Świetlika i zmniejszeniu o ponad połowę poziomu głośności, jakiego zwykle używam. W efekcie ja słyszałam niewiele, przez co nie umiałam się połapać w fabule, a Świetlik koncentrował się na detalach scenograficznych i mylili się mu bohaterowie.
Przełomem było odkrycie, że jednak tę nić płaszczyzny mamy - gdy oglądamy japońskie seriale animowane.

Ś.: W anime lubię to, że ich tematyka jest tak zróżnicowana, że każdy znajdzie coś dla siebie. Ja oczywiście unikam epickich opowieści z dziesiątkami bohaterów i rozmachem porównywalnym do tego okazywanego przez Rosjan w dziedzinie budowy kopii Pałacu Kultury. Zdecydowanie preferuję seriale minimalistyczne z powoli toczącą się fabułą lub jej brakiem. Jednym z moich ulubionych anime jest Nichijou - serial tak infantylny, że potrafi każdego skłonić do przemyśleń, co tak naprawdę robi ze swoim życiem, że ogląda takie rzeczy.


Nichijou


Mimo wszystko surrealistyczny humor sprawia, że całą serię z przyjemnością oglądałem już jakieś trzy razy w ciągu ostatnich czterech lat.
W przeciwieństwie do filmów pełnometrażowych, unikam czytania streszczeń fabuł seriali animowanych.

R.: Od czasu do czasu zdarza się serial, który sprawia nam obojgu jednakową przyjemność i o którym możemy porozmawiać jak ludź z ludziem, a nie kosmita z kosmitą. Czyli: dzieląc się wrażeniami, odczuciami, zastrzeżeniami do strony merytorycznej czy technicznej, sympatiami i antypatiami wobec bohaterów.
Ostatnio taką perełką jest Steins;Gate - serial, który zawojował naszymi umysłami na tyle, że spotkania nie mogły się bez niego obyć. Po każdym odcinku dzieliłam się ze Świetlikiem, który już raz obejrzał całość (to właśnie on usłyszał o tym anime, obejrzał jako pierwszy, a potem zmusił do tego mnie), swoimi teoriami na temat intrygi, a on miał niezły ubaw.

Ś.: W Sztajnach podoba mi się:
- mała liczba bohaterów, z których dodatkowo każdy jest tak wyrazisty, że nie sposób ich pomylić;
- bardzo interesująca fabuła mająca związek z moimi zainteresowaniami i mogąca być wzorem dla pozycji popularnonaukowych;
- świetna gra aktorska osób podkładających głosy pod głównych bohaterów (seiyuu) - w zasadzie co chwilę istnieje fraza uaktywniająca moje neurony odpowiedzialne za echolalię.
Bardzo cieszę się, że udało mi się namówić R. do obejrzenia całej serii pomimo powolnego startu akcji oraz tego, że ona zazwyczaj woli romansidła i jakieś gupie historie o dramatach międzyludzkich.

R.: Steins;Gate to jedno z najlepszych anime, jakie w życiu widziałam, o ile nie najlepsze (a widziałam ich ponad sto, głównie w wieku gimnazjalno-licealnym). Niewiele można powiedzieć na jego temat, nie zdradzając fabuły. Napiszę tylko, że gdy zaczynałam oglądać pierwszy odcinek, a później drugi, nie rozumiałam prawie nic - wydawało mi się, że wszystko to jest zupełnie od czapy. Po obejrzeniu całości uważam, że fabuła jest genialna. Motywy stojące za zachowaniem bohaterów, bezsensowne dialogi, gagi, pozornie nic nie znaczące sceny-zapchajdziury - wszystko to, szczegół po szczególe, okazuje się mieć w fabule ważną rolę do odegrania. Klimat jest niezwykły, zwłaszcza w kulminacyjnej części serii, a refleksje, jakie mogą budzić wybory głównych bohaterów, kilka razy mną wstrząsnęły. W przenośni i dosłownie, bo miałam ciarki na plecach. Świetlika natomiast dwa odcinki poruszyły tak bardzo, że miał mokre oczy, co zdarza mu się raz na kilka lat, a podczas oglądania filmu chyba nigdy dotąd.

(*) "Nić płaszczyzny" powstała z połączenia "nici porozumienia" z "płaszczyzną porozumienia".

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz