niedziela, 29 marca 2015

| 25 | - Kiedy Harry poznał Sally

Któregoś dnia jeden z Czytelników poprosił, byśmy napisali, jak się poznaliśmy.

Było to tak...

W czasach, gdy chodziłam do gimnazjum, a później liceum, regularnie podobali mi się różni chłopcy, na ogół starsi o rok czy dwa. Nic z tym nie robiłam, poza wzdychaniem do nich, wypatrywaniem ich na korytarzach i kilkoma nieudanymi rozmowami na gg z jednym spośród tych obiektów westchnień, w którym platonicznie "kochałam się" najdłużej, oczywiście zamieniwszy z nim w szkole zaledwie parę słów.

Zdarzyło się, że w liceum moją uwagę zwrócił niezwykle wysoki brunet w okularach, który przypominał mi fizycznie moją platoniczną sympatię z gimnazjum. Zaczęłam go obserwować, chcąc zauważyć, czy również w jego zachowaniu jest coś, co łączy go z tamtym chłopakiem.

Pewnego dnia, gdy siedziałam na korytarzu, byłam świadkiem, jak wszyscy chłopcy z klasy wysokiego bruneta zostali dokądś zawołani w trybie natychmiastowym. Przed moimi oczami przebiegł jak strzała ów brunet, nie oglądając się na nikogo, następnie spokojnym, miarowym krokiem przemaszerował, również sam, drobny chłopak z burzą lekko kręcących się włosów, aż wreszcie cała reszta nadciągnęła tłumnie, powłócząc nogami, chichrając się i wpadając na siebie.

Od tego dnia - nie wiem, dlaczego - myślałam już o kimś innym. Nigdy jeszcze tak chętnie nie chodziłam do szkoły, jak przez tych kilka zimowych miesięcy, gdy pochłaniało mnie obserwowanie przy każdej możliwej okazji chłopaka z lekko kręconymi, ciemnymi włosami. Uwielbiałam dni, gdy nasze klasy miały zajęcia w salach w tej samej części korytarza, a ja mogłam bezwstydnie śledzić go wzrokiem. Zauważyłam, że nie zajmuje w klasie pozycji typowego kujona, nieuka czy błazna. Roztaczał wokół siebie aurę niezależności i pogodnego indywidualizmu. Często siedział sam lub z dwoma kolegami, i nie uczestniczył w żałosnych figlach kolegów z klasy, takich jak rzucanie jedzeniem. Stwierdziłam też, że lubi koszule i prawdopodobnie jest bardzo małomówny, ale sprawia wrażenie bardzo miłego. Zorientowałam się, do której klasy chodzi, nie znałam jednak długo jego imienia.

Zimą koleżanki z klasy skłoniły mnie do założenia konta na Naszej klasie - wzbraniałam się przed tym, ale cała wymiana notatek i informacji przeniosła się właśnie tam, więc się zmusiłam. Oczywiście, spróbowałam znaleźć obiekt moich westchnień, ale nie miał tam konta.

Pewnego dnia, zaraz po powrocie ze szkoły, gdy zalogowałam się na NK, ujrzałam wśród nowych profili osób z tej samej szkoły jego zdjęcie. Opadła mi szczęka, ponieważ było ono przepiękne, bardzo profesjonalne i pełne emocji, odzwierciedlało wspomnianą "aurę wokół niego" w stu procentach. Przeczytałam w profilu, czym się interesuje. Poznałam też jego imię i nazwisko. Od tej pory, dzień po dniu, wchodziłam na jego profil, by popatrzeć na niego.

Pod koniec zimy zdarzyły się dwie rzeczy: na korytarzu liceum wywieszono informację o zwycięstwie Świetlika w konkursie z fizyki, co pozwoliło mi uznać go za bardzo inteligentnego, a także dostałam złą ocenę z matematyki. Podczas sprawdzianu źle zrozumiałam polecenia nauczycielki i wyszło, jak wyszło. Obiecałam sobie, że jeśli poprawię tę ocenę, pójdę na całość i odezwę się do obiektu moich westchnień.
Tak też się stało.

 Nie miałam jednak odwagi zagadać do niego w szkole, gdyż widziałam, że jest bardzo nieśmiały i zwykle otoczony bezpośrednimi wesołkami z jego klasy, którzy mogą wszystko zepsuć. Nie chciałam, by się wystraszył, że jakaś młodsza koleżanka go podrywa, czy został wyśmiany przez kolegów z klasy. Poza tym sama byłam nieśmiała. Napisałam więc na gg pod numer znaleziony na NK, z duszą na ramieniu.

Ponieważ zbliżały sie próbne matury, napisałam, że znam go z widzenia i wydaje mi się sympatyczny, więc życzę mu powodzenia na maturach. Z dzisiejszej perspektywy, był to chyba najgłupszy możliwy sposób na zawarcie znajomości z obcym chłopakiem. Rozmowa, jaka się później wywiązała, była jednak jedną z najdziwniejszych w moim życiu, najbardziej zaskakujących. Rozmawialiśmy długo, głównie o zainteresowaniach (oboje lubiliśmy bardzo fotografię), ale Świetlik nie omieszkał też pochwalić się swoimi sukcesami w konkursach przedmiotowych i szóstką z angielskiego, po czym spytał, jaką ja miałam ocenę z angielskiego na półrocze. Jak się domyślam, to również nie jest zbyt dobry sposób na zawarcie nowej znajomości... Tymczasem mnie to w ogóle nie przeszkadzało. Byłam pod ogromnym wrażeniem jego wiedzy na różne tematy, bystrości umysłu i sposobu, w jaki rozmawiał - żaden kolega nie pisał ze mną na gg tak miło, a do tego pełnymi zdaniami, stosując znaki interpunkcyjne i zasady poprawnej pisowni. Gdy rozmowa dobiegła końca, serce biło mi jak oszalałe, a ręce miałam całe zimne i spocone. Spodziewałam się, że się wygłupiłam i więcej już nie porozmawiamy. On jednak na pożegnanie napisał: "Do jutra".

Następnego dnia odezwał się pierwszy, kolejnego też... i kolejnego... i już nie przestał się odzywać. :)

c.d.n.

R.

sobota, 28 marca 2015

| 24 | - Tuski na dzisiaj

Jakiś czas temu mieszkałem w wynajętej kawalerce. Podczas odwiedzin R. w pierwszy dzień przed wyjściem do pracy zostawiłem jej kartkę z zadaniami. Kartka została przypadkowo odnaleziona dzisiaj podczas procedury otwierania książki i doprowadziła nas do bycia roześmianymi.

TUSKI NA DZISIAJ*:

- poodkurzać
- wynieść śmieci i zainstalować nowy wór
- zetrzeć okruchy życia z blatu
- nie włączać czajnika tylko po to, żeby se poszumiał**
- nie zapomnieć zakluczać drzwi przy wychodzeniu (pomarańczowy klucz = górny zamek)
- nie zapomnieć kodu do drzwi wejściowych i bramy
- po włączeniu laptopa wybrać system Windows®™© XP®™© (na dole listy) - przy zaniedbaniu tej powinności włączy się Linux
- frankfurty są w zamrażarce, w tyle górnej półki
- gotować frankfurty w röndlu na górnym prawym stanowisku grzewczym pieca
- w celu wykąpania się metodą wanienną, docisnąć korek kończyną górną, a po odbyciu kąpieli zwolnić go przekręcając gałkę odkorkawiającą
- nie sznupać w szufladach w pokoju
- nie zniszczyć niczego

(*) W języku angielskim “tusk” czyta się podobnie jak “task” (zadanie).
(**) R. bardzo lubi gotować wodę na herbatę kilka razy z rzędu, aby mieć pewność, że przygotowywana esencja będzie tak czysta, jak łzy jednorożca.

Ś.